XXVI Puchar Połonin - relacja |
Trasa pokonana, narty, foki i kończyny w całości, ran brak jedynie parę odcisków, ale na to byliśmy przygotowani i mieliśmy zapas plastrów. Start traktowałem testowo i z góry zakładałem turystyczne tempo. Na trasę ruszyłem wyposażony w aparat i kamerę, aby dokumentować 17 kilometrową wyprawę.
fot. Ewa Szydłowska Na starcie Pucharu Połonin stawiło się 37 osób: czołówka Pucharu Polski i garstka amatorów, ale do tego już się przyzwyczaiłem startując w maratonach rowerowych. Niestety nie ma u nas tradycji uprawia sportu dla zabawy. Na wyścigach występują fanatycy danej dyscypliny i grupka zagubionych nowicjuszy, którzy często po pierwszej próbie udziału w wyścigu rezygnują z kolejnych startów :/. Chyba już czas, aby podejmować działania, które będą zachęcać do udziału w tego typu imprezach sportowych? Wyścig. Niestety kończy się krótki zjazd na fokach, teraz w oddali wyłania się najwyższy punkt trasy - góra Paportna (1199 mn.p.m.). Z porannego mrozu nie zostało śladu, brniemy południowym stokiem góry. Mokry śnieg bardzo upodobał sobie moje foki, które coraz mniej przylegają do nart. Temperatura rośnie. Wypijamy spory zapas wody. Do szczytu jeszcze dwa kilometry podejścia, które po deszczu trzeba byłoby pokonywać na kolanach. Po kolejnej godzinie zdobywamy Paportną. Na szczycie w towarzystwie paru osób zachwycamy się panoramą. Przed nami roztacza się widok na Połoninę Wetlińską i pasma graniczne. Warto było pokonać te 6 kilometrów podejścia! Ściągamy foki z nart i szeroką łąką mkniemy w śnieżnym puchu. Niestety kilometr dalej kończy się łąka. Liczyliśmy, że odpoczniemy na tym 3 kilometrowym zjeździe, a tutaj - gęsty las. Między drzewami i konarami zaczyna się walka o przetrwanie. Nie ma żadnej drogi, czy otwartej przestrzeni. Najmniejszy błąd grozi połamaniem nart i uszkodzeniem szczęki. Z trudem pokonujemy ten długi slalom między drzewami. Meldujemy się u kolejnego sędziego - foki na narty i już ostatnie 3 kilometrowe podejście pod Jawornik. Wypijamy resztki wody i wspinamy, a właściwe czołgamy pod górę. Pokonanie każdego metra wzniesienia wymaga maksymalnego wysiłku. Nachylenie stoku jest tak duże, że foki ze stromizną sobie nie radzą i każdy metr trzeba wydzierać górze opierając się na kijach. Mija 4 godzina trasy. Mocno zmęczeni, w towarzystwie paru osób docieramy na szczyt. Tutaj mała pogawędka z sędziami o sprzęcie skiturowym. Zdzieramy foki z nart i ruszamy w kierunku Wetliny. Teraz nagrodą za pokonanie Jawornika jest szeroki parokilometrowy zjazd wprost na metę w Starym Siole! Podsumowanie Skomentuj to na FORUM DYSKUSYJNYM Wydawca portalu ustrzyki.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy zamieszczanych przez użytkowników. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną. |
« poprzedni artykuł | następny artykuł » |
---|